Nasz ślub ;) |
Żoną mojego P. jestem co prawda dopiero od niecałych dwóch lat, ale wydaje mi się, że jestem w stanie powiedzieć coś o życiu w stałym związku. Czemu? Bo odkąd jesteśmy razem mija w tym roku 10 lat. Cała dekada. To prawie połowa naszego życia. O dziwo, od kilku lat już prawie wcale się nie kłócimy. Chcecie wiedzieć jak to się robi? Zapraszam do czytania.
Trudne początki
Poznaliśmy się na samym początku liceum. Chodziliśmy razem do jednej klasy i parą zostaliśmy już po miesiącu znajomości. Szybko poszło – powiecie. No i macie rację. Jak to bywa w tak młodym wieku – początki mieliśmy bardzo ciężkie. Awantury co chwilę, a wszystko utrudnione faktem, że byliśmy razem praktycznie non stop – w szkole i poza nią. Nietrudno o jakiś punkt zapalny, bo wszystko robiliśmy razem. Nie mam pojęcia jak przetrwaliśmy ten naprawdę ciężki okres, ale przyczyna chyba tkwiła w tym, że zaczynaliśmy się do siebie mocno przyzwyczajać.
Chwila oddechu
Po burzliwym okresie licealnym nadszedł trudny moment, o którym wszyscy mówili nam, że nas pokona. O czym mówię? O przejściu z liceum na studia. Mało która para wytrzymuje tę próbę. Nam się udało. Mimo tego, że studiowaliśmy (na szczęście w jednym mieście) na dwóch różnych uczelniach, obracaliśmy się w zupełnie różnym towarzystwie i środowisku.
Każde z nas zaczęło zajmować się swoimi pasjami. P. tworzył studencką telewizję, ja w końcu znalazłam prawdziwe przyjaciółki i cały czas rozwijałam bloga. Oboje też w czasie studiów zmieniliśmy pracę. Mieliśmy dużo mniej czasu dla siebie i (o dziwo!) bardzo nas to do siebie zbliżyło. Mieliśmy sobie bardzo dużo do powiedzenia. Mogliśmy rozmawiać o tym, co się u nas działo. A dzięki temu, że zawsze sobie ufaliśmy, nie baliśmy, że to drugie zrobi jakąś głupotę.
Pierwsze wspólne chwile
Już w czasie studiów postanowiliśmy ze sobą zamieszkać. Tak na próbę, żeby sprawdzić czy się nie pozabijamy. Ja obawiałam się mitycznej deski klozetowej i skarpetek na podłodze, a P. zapewne bał się czy uda mi się go wykarmić. No i o budżet. Jak to facet.
Okazało się, że naprawdę nie było się czego bać. Mieszkaliśmy razem przez rok i zdarzało nam się kłócić. Ba, czasami były to kłótnie na noże. Teraz z perspektywy czasu wiem, że wszystko było spowodowane małą przestrzenią, jaką dla siebie mieliśmy. Mieszkaliśmy w jednym pokoju i w kryzysowych sytuacjach nie było gdzie uciec. A ja niestety jestem typem uciekiniera. Wtedy pomagała nam cisza. W sytuacjach stresujących po prostu milczeliśmy. Wiem, że dla wielu osób to trudne i nie potrafią razem milczeć. Warto się jednak tego nauczyć.
Okres przejściowy
Na studiach przez rok wynajmowaliśmy razem mieszkanie. Po roku doszliśmy do wniosku, że powinniśmy zacząć myśleć o czymś własnym, więc wróciliśmy do rodziców. To był trudny moment, bo mieliśmy wrażenie, że robimy kilka kroków w tył. Mieszkając razem mieliśmy dla siebie więcej czasu, a po powrocie do rodziców (dodam, że znowu mieszkaliśmy oddzielnie) znów musieliśmy nauczyć się lepiej gospodarować czasem.
Gorączkowe przygotowania
Na szczęście niedługo potem na moim palcu znalazł się pierścionek. A my stanęliśmy przed poważnymi wyzwaniami – kiedy ślub, co z mieszkaniem, co dalej? Kiedy wszystkie szczegóły zostały już dopracowane nadszedł czas na ich realizację.
Teraz będzie pewnie największe zaskoczenie – okres przed ślubem wspominam bardzo dobrze. Pod tym względem dopasowaliśmy się idealnie, bo w zasadzie nie było żadnego elementu, o który byśmy się kłócili. Potrafiliśmy pójść na kompromis w każdym temacie. Chociaż prawdę mówiąc na więcej kompromisów musieliśmy pójść z rodzicami niż między sobą.
A po ślubie?
Po ślubie jest już sielanka. Mieszkamy razem (no i z dwoma kotami), a miłość cały czas kwitnie. Dlaczego? Bo potrafimy ze sobą rozmawiać. Ja przez kilka lat uczyłam się jednej złotej zasady bycia z mężczyzną – mówienia o swoich potrzebach. Wprost.
To wszystko, to oczywiście moja subiektywna opinia. Nie są to zasady, które sprawdzą się u każdego (chociaż podejrzewam, że przynajmniej warto spróbować). Nie namawiam Was też do niczego, ale zalecam Wam przede wszystkim szczerość i rozmowę. To zawsze się sprawdza :)
15 komentarzy
A ja na narzeczonego patrzę zabójczym wzrokiem i czekam aż się domyśli…… Nie mogę się coś odzwyczaić :P :(
A ja na narzeczonego patrzę zabójczym wzrokiem i czekam aż się domyśli…… Nie mogę się coś odzwyczaić :P :(
Bardzo dobre rady :) fajnie wiedzieć, że i po 10 latach razem miłość kwitnie z każdym dniem :)
Bardzo dobre rady :) fajnie wiedzieć, że i po 10 latach razem miłość kwitnie z każdym dniem :)
Fantastyczny post – bardzo przydatny i pouczający :)
Fantastyczny post – bardzo przydatny i pouczający :)
Polemizowałbym z deklaracją stosowania się przez T do ostatniej rady o komunikowaniu potrzeb, ale i tak jest lepiej niż 10 lat temu ;)
Polemizowałbym z deklaracją stosowania się przez T do ostatniej rady o komunikowaniu potrzeb, ale i tak jest lepiej niż 10 lat temu ;)
piękny wpis :)
naprawdę
zamieściłaś w nim same mądre rady, te które staram się wprowadzić w życiu, w nasz związek :)):*
Oni nie czytają ale my czytamy i to jest piękne :) U mnie jeszcze się sprawdza zasada przymykania oczu oraz jak mi czegoś nie dasz to sama sobie wezmę
Oni nie czytają ale my czytamy i to jest piękne :) U mnie jeszcze się sprawdza zasada przymykania oczu oraz jak mi czegoś nie dasz to sama sobie wezmę
Też tak uważam, mówienie o swoich potrzebach to klucz do dobrego związku ale tez przyjaźni.
Też tak uważam, mówienie o swoich potrzebach to klucz do dobrego związku ale tez przyjaźni.
Mowienie o swoich potrzebach to najwazniejsza prawda?zasada udanego zycia prywatnego i zawodowego. Stosuje to w swoim zwiazku (to juz 8 la!!) i jest pieknie. Acz tego nauczylam sie w pracy!:)
Mowienie o swoich potrzebach to najwazniejsza prawda?zasada udanego zycia prywatnego i zawodowego. Stosuje to w swoim zwiazku (to juz 8 la!!) i jest pieknie. Acz tego nauczylam sie w pracy!:)