Wiem. Wiem, że dawno mnie tu nie było. Ba! Wiem, że nie było mnie nawet na Instagramie ani na YouTube. Dostałam od Was wiele pytań o planowanie na ekranie, o wklejkę, o zdjęcie, o jakikolwiek znak życia. A ja po prostu nie miałam siły, nie miałam ochoty, nie chciałam się zmuszać do bullet journalowania, do pisania, nagrywania czy robienia zdjęć. I to jest też odpowiedź na pytanie, które wielokrotnie mi zadajecie – co zrobić, kiedy nie chce mi się prowadzić bujo? Po prostu odpuścić i przeczekać.

Planner na marzec

Ja właśnie tak zrobiłam. Nie miałam ochoty ani siły do działania i po prostu dałam sobie spokój. Nie szukam wymówek, bo w innym czasie jestem w stanie godzić normalną pracę z Tosiakowem. A w ostatnich dniach po prostu nie dałam rady. Wracałam do domu i jedyną rzeczą, na którą miałam jakąkolwiek chęć, była rozmowa z moim Szanownym, zjedzenie czegoś, obejrzenie filmu lub odcinka serialu. Na samą myśl o zapisaniu czegoś w bujo, zrobieniu grafik, zdjęcia na IG czy nagraniu filmu chciało mi się płakać. I to nie dlatego, że tego nie lubię. Tylko dlatego, że mimo wszystko miałam wyrzuty sumienia. Że przecież powinnam, bo czekacie, bo pytacie. Miałam te wyrzuty sumienia nawet mimo tego, że umiem już sobie odpuścić i nie zmuszać się do pewnych rzeczy.

Ale dzisiaj jest poniedziałek i od rana czuję, że wróciła mi energia. Wstałam rano, otworzyłam bullet journal i stwierdziłam: trudno. Nie nadrabiałam poprzednich dni (bo to chyba najgłupsze, co można zrobić… bo tak szczerze – po co? dla kogo?). Przewróciłam stronę, napisałam „poniedziałek” i potem już poszło :) Rozpisałam listę zadań. Potem wzięłam się za rozpisanie marca. Ba! Nagrałam nawet film, w którym pokazuję Wam mój marzec (jutro będzie na kanale).

I poczułam, że jest dobrze. Teraz piszę tego posta. Miał być po prostu o wklejce na kolejny miesiąc, ale pomyślałam, że może wykorzystam tę sytuacją, żeby odpowiedzieć Wam na najczęściej słyszane przeze mnie pytanie – co robić, kiedy się nie chce. Liczę na to, że teraz rozumiecie, że nie jestem maszynką, której zawsze się chce. Że nie mam jakiś magicznych mocy i że zdarzają mi się gorsze chwile. Pewnie, że tak! Każdy je ma. Ja po prostu w takich chwilach znikam, bo macie wystarczająco dużo swoich problemów, żeby jeszcze dodatkowo przejmować się kimś, kogo znacie „tylko” z internetu.

Tyle słowem tego przydługiego wstępu. Przyszłam tu przecież po to, żeby powiedzieć Wam, że czeka na Was marcowa wklejka. Zrobiłam ją jeszcze przed „chwilą słabości” ;) I tak się kisiła w tajnej bazie. Nie jest jednak jeszcze za późno na to, żeby ja Wam podesłać. Wróciłam do wersji z dwiema stronami, bo pojawiły się prośby o stronę plannerową. Kolorystycznie już wiosennie, a króliczki po dłuższym namyśle to już nawet trochę wielkanocnie. Ale jakoś tak wyszło.

Planner na marzec

Pobierz planner na marzec

Jako, że mieliście ode mnie przerwę, to udostępniam wklejkę dla wszystkich. Będzie oczywiście także w Tajnej Bazie Tosiakowa, ale nie musicie być zapisane na newsletter, żeby ją w tym miesiącu pobrać.

KALENDARZ PLANNER

Uwaga!

  • Arkusze przygotowałam do wydruku w rozmiarze A4.
  • Pliki zapisane są w formacie PDF.
  • Przeznaczone są tylko do użytku prywatnego.
  • Żeby je dostosować do swojego notesu, wystarczy w momencie drukowania wpisać odpowiednią wartość procentową. Zwykle pasuje jakieś 50-60%.
  • Jeżeli chcesz je udostępnić, zamieszczaj proszę link do tego posta, a nie bezpośrednio do arkuszy.

Chcesz moją marcową stronę początkową do wydrukowania? Nic nie stoi na przeszkodzie. Jest dostępna dla wszystkich osób zapisanych na mój newsletter. Gdzie ją znajdziesz? W Tajnej Bazie Tosiakowa. Jeżeli nadal nie masz do niej dostępu, nic straconego – wypełnij poniższy formularz, potwierdź subskrypcję i czekaj na maila ode mnie z hasłem do bazy.


Na koniec jeszcze kilka ogłoszeń parafialnych. Przede wszystkim przepraszam za przydługi wstęp, ale jakoś tak poczułam, że powinnam się odrobinę wytłumaczyć. Jutro na moim kanale na YouTube powinien pojawić się film z planowaniem marca, a później w piątek lub sobotę planowanie na ekranie. W środę w końcu wyślę Wam mailing z bujo-kursem (obiecuję!), a w czwartek jest szansa na nowy post na blogu.

3 komentarze

  1. Wprawdzie dopiero zaczęłam ale zaczęłam dzięki Tobie! I wiem że będę czekać ile będzie trzeba aż wrócisz w pełni sił do bujo! Niemniej dobrze jest zobaczyć nowy wpis.

    Ps. subskrybuje bloga już od początku lutego a nie dostałam jeszcze hasła do tajnej bazy Tosiakowa. Może coś przeoczyłam?

  2. Każdemu się może zdarzyć taki przestój i ostatnie co w tym momencie powinno przychodzić nam do głowy to wyrzuty sumienia, niestety często jest tak, jak u Ciebie – że się tym zadręczamy, bo coś „powinno być zrobione”. Ja ze swoim BuJo rozstałam się jakiś czas temu na rzecz Trello i innych elektronicznych wspomagajek, bo brak mi tego czasu codziennie, który kiedyś poświęcałam na rozpisywanie tygodnia od linijki, brak mi czasu, żeby dom ogarnąć, jakiś lepszy obiad przygotować, bo praktycznie w ogóle mnie nie ma. I też na początku miałam takie dziwne, niefajne uczucie, ale wiem, że wrócę – nic na siłę, może jutro, może za tydzień, a może za miesiąc. BuJo moim skromnym zdaniem to przyjemność, pasja, a nie przykry obowiązek. Tak btw. to uwielbiam Twojego bloga, śledzę go już długo, długo i przyznam się, że od Ciebie właśnie czerpałam sporo inspiracji, gdy zaczynałam swoją przygodę z BuJo – chociaż nawiasem mówiąc o BuJo dowiedziałam się akurat od innej blogerki. Obie bardzo mnie inspirujecie i dajecie motywację, dlatego wiem, że do BuJo wrócę prędzej czy później :) Bo właśnie śledzę takie wspaniałe blogi jak Twój i aż mi żal, że mój notes gdzieś tam leży i się kurzy.

    • Tosia

      Ano właśnie. Ja wiem, że szybko bujo nie porzucę, bo tak najzwyczajniej w świecie po prostu za bardzo to lubię. Ale chwila odpoczynku czasem jest potrzebna. Mam cichutką nadzieję, że wrócisz do bujo :) I cieszę się bardzo, że zaglądasz, dziękuję za dobre słowo :*