W ostatni czwartek udało mi się zdać egzamin teoretyczny wewnętrzny na prawo jazdy i już jutro zaczynam rozbijać się po ulicach Warszawy. Także strzeżcie się :) A z okazji mojego małego sukcesu w piątek jak P. wrócił z pracy powiedział, że idziemy do kina, ale nie powie mi na co. O. I takie niespodzianki bardzo lubię. Poszliśmy więc do kina (no, pojechaliśmy). Zaopatrzyliśmy się oczywiście w naczosy i bąbelki, i poszliśmy do sali. Miejsca były dobre, na samym środeczku. No ale nie o tym miało być. Zgasły światła i się zaczęły … reklamy. 25 min reklam. Powiem szczerze, że dawno już nie byliśmy tak po prostu w kinie (zwykle na zaproszenia, a tam reklam nie ma, a jak jest to jakaś jedna), a tutaj 25 min :) Ja należę do osób, które reklamy w kinie oglądać lubią, bo przynajmniej się dowiaduję o nowościach czegoś i już wiem, że na pewno pójdziemy na Baby są jakieś inne (świetnie zapowiadający się polski film), ale mimo mojego dziwnego upodobania 25 min to jednak trochę za dużo. Przetrwaliśmy jednak i zaczął się film. A okazało się, że mój P. mnie słucha, bo strasznie jęczałam, że chcę ten film obejrzeć. A mowa o:

Tak. Nowy film Woody Allena’a :) Bardzo mnie cieszy, że co roku można spodziewać się nowej produkcji z jego nazwiskiem. Bo jego filmy uwielbiam. A O północy w Paryżu to bardzo urocza komedia romantyczna, jednak z przesłaniem, co zdarza się w tym gatunku niezwykle rzadko.
Akcja filmu toczy się właśnie w magicznym Paryżu. Główny bohater Gil (Owen Wilson) wraz ze swoją narzeczoną (Rachel McAdams) przyjeżdżają w odwiedziny do jej rodziców, którzy w interesach akurat są w Paryżu. Trwają właśnie przygotowania do ślubu. Po pierwszych obrazkach z Paryża, słyszymy, że Gil zakochał się w tym mieście i bardzo chętnie się do niego przeprowadzi, żeby odnaleźć natchnienie. Jest on pisarzem, który niestety nie potrafi dokończyć swojej powieści i w tym czasie pisze scenariusze. Ich związek raczej nie jest tym wymarzonym, zwłaszcza, że spotykają w Paryżu starych znajomych (dawną miłość Inez i jego żonę). Niestety Gil przy Paulu wypada bardzo blado, nie jest taki oczytany i wykształcony, przez co traci ochotę na spędzanie czasu z przyjaciółmi. Na szczęście nie jest też takim nadętym bufonem jak Paul i bardzo plusuje w oczach widza :) Po kolejnej kolacji Gil idzie na spacer (jest całkiem mocno podpity), siada na schodkach w małej uliczce, wybija północ i podjeżdża samochód, jakby wyjęty z lat 20. (które Gil ukochał). Pisarz wsiada do auta i przenosi się w czasie. Od tego momentu zaczyna się najlepsza część filmu. Gil na swojej drodze spotyka wielkich artystów (Dali, Picasso, czy wspaniały Hemingway). Oglądając te spotkania za każdym razem dziwiłam się razem z bohaterem widząc coraz to nowsze postaci. W przeszłości Gil oczywiście nawiązuje mały romans. Więcej o fabule mówić nie będę. Dodam tylko, że cały film ma naprawdę wspaniałe i prawdziwe przesłanie. Polecam go każdemu. Ogląda się bardzo przyjemnie :) A na zachętę zwiastun:

A mały bonusik to miła niespodzianka jaką w czasie swojego urlopu zafundował mi na śniadanie P. Wstał specjalnie wcześnie i sam wszystko przygotował wedle własnego pomysł. Bo jak P. robi już coś w kuchni to musi to być coś maksymalnie innowacyjnego.

koreczki by P.

Takie właśnie koreczki dostałam na śniadanie :) Składały się od dołu z: tosta, szynki, świeżego ogórka i fety. Powiem wam, że P. trafił idealnie bo smakowało cudownie. Bardzo śniadaniowo. A co najważniejsze, było bardzo sycące. Polecam wypróbowanie tego pomysłu. A Tobie Kochanie bardzo dziękuję :*

Comments are closed.