Przede wszystkim i po pierwsze bardzo chciałabym przeprosić wszystkich, którzy czekają na moje podsumowanie tygodnia z Projektem Dieta. W poniedziałek nie udało mi się go zamieścić, bo od piątku walczę z parszywym choróbskiem, które mnie powaliło. Staram się z nim walczyć jak mogę, bo w poniedziałek wyjeżdżamy do Pragi na tydzień i bardzo bym nie chciała jechać tam nadal chora … Obiecuję, że w niedzielę wieczorem na blogu pojawi się podsumowanie dwóch ostatnich tygodni Projektu. Póki co, dzisiaj krótko i na temat o peelingowym cudaku z Love Me Green.

Love Me Green – peeling

Na początek – obietnice:

Naturalny, wygładzający bio peeling oragniczny do twarzy, delikatnie usuwa martwe komórki z powierzchni skóry, stymuluje procesy regeneracyjne, polepsza koloryt skóry. Łagodnie eliminuje nadmiar łoju skórnego, usuwa nieczystości i zrogowaciałe komórki. Zabezpiecza skórę przed oznakami starzenia pozostawiając skórę miększą, gładszą promienną, poprawiając jej nawilżenie. [źródło]
Objętość – 75 ml; Cena – 39,90 zł

Love Me Green – peeling
Jak wiecie, jestem wielką fanką peelingów. Zwłaszcza takich, które mocno ścierają i dają porządne uczucie oczyszczenia i złuszczenia. Fajnie, jeżeli do tego peeling nieźle pachnie. Nie przemawia do mnie zwykle stwierdzenie, że kosmetyk jest organiczny, naturalny i nie wiadomo co jeszcze. Kompletnie mnie to nie rusza. Skąd więc ten peeling u mnie? Ano był w jednym z Glossy Boxów, więc na szczęście nie zapłaciłam za niego małej fortuny ;)
No i prawdę mówiąc cieszę się, że tak się stało, bo za taką cenę spodziewałam się raczej czegoś gęstego z dużą ilością peelingujących drobinek. Niestety się zawiodłam. Po otwarciu (trudnego i przysparzającego problemów) wieczka wylał się na mnie żółtawy żel z uroczymi pomarańczowymi kropkami. No cóż – wygląda i pachnie (pomarańcze! powiew lata!) ślicznie, ale przecież nie tylko o to w tym chodzi …
Kupujemy (no bo w zasadzie to też go kupiłam) peeling, a dostajemy żel do twarzy z uroczymi kropkami, których prawie nie czuć na twarzy :( Tak, to prawda – „peeling” nawilża i oczyszcza, ale (moim skromnym zdaniem) nie złuszcza.
Polecam go jedynie fankom ładnie pachnących żeli, bardzo (BARDZO!) delikatnych peelingów i naturalnych, ekologicznych kosmetyków. Jeżeli macie inne (czyt. większe) wymagania – sięgnij po jakikolwiek inny peeling :)

Love Me Green – peeling

A może Wam się podobał?

2 komentarze

  1. Również wolę bardziej ścierające peelingi. Tego typu głaskacze do mnie nie przemawiają :)

  2. Moje preferencje odnośnie peelingów są takie same jak Twoje, więc Love me green mnie też pewnie rozczaruje.