Odkąd pamiętam zawsze lubiłam chodzić do ZOO. Niestety w zeszłym roku jakimś dziwnym trafem się nie udało, ale w ostatnią sobotę udało mi się mojego P. namówić na odwiedziny u zwierzaków :) W radosnych nastrojach pojechaliśmy w piątkę do ZOO. A! Musicie wiedzieć, że to ja nas zawiozłam samochodem – bo w końcu zaczęłam jeździć. Nie boję się nawet sama pojechać do pracy ;)

1) Na pierwszy ogień poszła dziwna biało-czarna koza. Wyglądała co najmniej dziwnie. A koza była pierwsza, bo zaczęliśmy wycieczkę po ZOO od tzw. „dupy strony”. Dlaczego? Ano dlatego, że od tej jedynej właściwej strony w wakacyjne sobotnie popołudnie nie ma najmniejszych szans na znalezienie wolnego miejsca do parkowania.

2) Potem doszliśmy do żuberków. O dziwo nie opiekuje się nimi właściciel piwa żubr, tylko bank z żuberkiem w logo. Nawet bardzo od nich nie śmierdziało ;)

3) Po drodze mijaliśmy pingwiny, które muszę zobaczyć przy każdej możliwej okazji. To są chyba najbardziej urocze zwierzaki na świecie. Żałuję tylko, że w warszawskim ZOO nie ma tych dużych pingwinów.

4) A tutaj wielbłądy. Mam pewne lęki przed tymi zwierzakami, po tym jak w Egipcie po przejażdżce na jednym przez kilka dni miałam problem z siedzeniem. Szkoda, że nie można w ZOO do nich podejść i pogłaskać.

5) Udało mi się zaciągnąć wszystkich do rybek, chociaż stawiali bardzo aktywny opór ;) W rybkach w zasadzie nic się nie zmienia od lat – nadal jest ciemno, gorąco i tłoczno. Ale jak można być w ZOO i nie wejść do rybek?

6) U rybek bez zmian, ale w ostatnich latach powstała nowa małpiarnia, w której mieszkają sobie goryle i szympansy. Powiem Wam, że mogłabym stać przy małpach przez cały dzień i na nie patrzeć – one są takie zajmujące :)

7) Urzekło mnie też ogłoszenie, które wisiało w małpiarni. Zwłaszcza, że wcale w środku nie jest aż tak brudno – trochę butelek, jakieś kartony ;) Ale nigdy nie zapomnę ogłoszenia wiszącego przed starą klatką – uwaga, małpy rzucają odchodami!

8) W tym zestawieniu zmieściła się też jedna żółta rybka. Takie cudowności można zobaczyć właśnie w rybkarium ;)

9) Słonie są duże, ale prawdę mówiąc nigdy nie robią na mnie większego wrażenia. Niestety teraz są skutecznie oddzielone od ludzi i nie można ich zobaczyć z mniejszej odległości. Pamiętam, że wiele lat temu, kiedy słonie mieszkały na starym wybiegu, karmiłam jednego jakąś bułką z ręki. Wtedy słonie swoimi trąbami sięgały do ludzi.

10) Wizyta w ZOO wymaga balona! Nie mogłam mojemu P. odpuścić. Niestety do ZOO nie można wchodzić z balonami (pamiętajcie o tym!), więc „kwiatka Henia” dostałam dopiero po wyjściu.

11) ZOO to także miejsce rozpusty. Jako, że prowadziłam i nie mogłam napić się ze wszystkimi piwka, to skusiłam się na pysznego gofra :) Ostatnio taką pychotę jadłam rok wcześniej w Zakopanem. Myślę, że częstotliwość jeden goferek na rok to nie jest jeszcze dramat.

12) Na koniec surykatki. O dziwo tym razem wszystkie biegały po wybiegu. Zwykle miałam takie szczeście, że siedziały pochowane po kątach i tyle je widziałam :)

Lubicie ZOO? Macie takie miejsca w swoich miastach?

Przypominam o rozdaniu – link na belce po prawej stronie!

5 komentarzy