Spacer po centrum handlowym. Dziki tłum. Idę z kubkiem kawy w dłoni. Obok mnie P. (nawet całkiem zadowolony z życia). Nie, nie wyjdziemy na zewnątrz, bo pada. W zasadzie – leje. Mijamy H&M, C&A, Calzedonię, MAC i The Body Shop. Nagle staję jak wryta w ziemię. Serce zaczyna bić szybciej, tracę oddech i nie mogę wydusić z siebie ani słowa. Patrzę przed siebie jak zaczarowana. Czuję gorąc na stopie. Pali i piecze. Wybudzam się z letargu. P. patrzy na mnie jak na wariatkę. A ja patrzę na swoją stopę oblaną kawą … Dlaczego? Co mi się stało? Tak … przede mną jest najprawdziwszy LUSH. Kurtyna.
![]() |
LUSH |
Tak. Tak mniej więcej wyglądało moje pierwsze spotkanie z LUSHem w Pradze. Tak – pierwszy raz widziałam na żywo ich otwarty sklep. Tak – P. już nie miał wyboru – musiał pozwolić mi wydać w nim swoje ciężko zarobione pieniądze. Przepadałam.
![]() |
LUSH |
To niesamowite uczucie, kiedy weszłam do środka i całkowicie pochłonęły mnie zapachy, które unosiły się w całym pomieszczeniu. Feria barw i słodkich uroczych kształtów. Mój rozbiegany wzrok. Chcę mieć wszystko – krzyczało coś we mnie! Na szczęście opamiętałam się. Przypomniałam sobie, że nie mam wanny, więc wszystkie te wspaniałe kule są mi kompletnie niepotrzebne. Przypomniałam sobie, że nie mogę używać niczego do włosów, więc wszystkie wspaniałości z kategorii włosy odpadły. Przypomniałam sobie, że nie jestem milionerką i nie mogę wynieść stąd wszystkiego. Wtedy zaczął się proces decyzyjny.
Utknęłam w dziale z produktami do twarzy. Tak. Utknęłam. A P. razem ze mną. Stałam przed półką z maskami do twarzy i dotykałam wszystkich tych małych pojemniczków ułożonych w kostkach lodu. Dotykałam, wąchałam i starałam się wybrać tą jedną jedyną. Stanęło na Katastrofie kosmetycznej, która okazała się być antytrądzikową. Nie ważne, że już od wielu lat go nie mam. Wzięłam. Spytacie dlaczego. Przez zapach – nieziemski. Jagodowy.
Zrobiłam krok w bok i utknęłam na kolejne minuty (kwadranse?). Gdzie? Produkty do mycia twarzy. Czyli mój osobisty raj. Wąchałam i wąchałam aż wywąchałam ciasto karmelowe! Tak, dobrze rozumiecie – pasta do mycia twarzy musiała być już moja.
P. zaczynał już przebierać nogami. Wszystko go już denerwowało, a zapachy drażniły. Ale ja ujrzałam jeszcze jeden pojemniczek. Mojego świętego graala. Peeling. Peeling idealny. Dlaczego? Zapach – odświeżający, eukaliptusowy, morski, cytrusowy – wszystko na raz. Tak – wzięłam go.
Przygoda w LUSHu zakończona. Wydałam majątek. P. stracił we mnie wiarę. Ale ja byłam (i jestem nadal) szczęśliwa. Wiedziałam, że ten dzień zapamiętam do końca życia.
Mój pierwszy raz w LUSHu. Kurtyna.
20 komentarzy
Mnie zapach ich sklepów odstrasza;)
Byłam w Lushu w Pradze. Nosem go wyczułam. ;-) Na wiele metrów! :-)
Jestem chyba dziwna, ponieważ Lush nigdy nie robił na mnie wrażenia. Tyle się o nim czyta na blogach, a jak będąc w Berlinie miałam okazję wejść, wąchać, kupować, stanęłam przed wejściem, rozejrzałam się i zawróciłam. Może dlatego, że ich kosmetyki bardzo przypominają mi te dostępne w Polsce z Bomb Cosmetics, których mam już całą masę :) Ale zapewne, jak w moim mieście kiedyś otworzą Lusha, zajrzę :)
Miałam podobnie z drogerią DM:) Tylko gdy ja ją pierwszy raz zobaczyłam to mi ją zamknęli przed nosem…ale wróciłam znów:D
Moja relacja z DM dopiero przed Wami :D
Używałam zarówno Catastrophe Cosmetic, jak i Let The Good Times Roll i oba produkty mocno podbiły moje serce :) Mam nadzieję, że i Tobie przypadną do gustu :)
Też mam taką nadzieję :D
Łeee, wstęp narobił mi nadziei, że mamy LUSHa w Polsce, a tu figa :(
Przepraszam ;(
Fajnie to napisałaś. W tym sklepie rzeczywiście można stracić głowę, wnioskuję po relacjach blogerek. Swoją drogą cierpliwa ta Twoja druga połówka :)
Nawet sobie nie wyobrażasz ^.^
:)))
W Pradze czeskiej… A już się ucieszyłam, bo zrozumiałam, że na naszej warszawskiej Pradze w Wileniaku…
No niestety ;(
Heh, ja tak miałam pierwszy raz z dm ;-))
Poczekaj aż będzie post z relacją z DM :D :D
o rety, nie miałam pojęcia, że Lush występuje też w Czechach. okazuje się, że mają też sklep online, wysyłka do PL może wyjść taniej niż z Wielkiej Brytanii :O. A poza tym to witam i pozdrawiam, masz to samo nazwisko, które ja nosiłam przez wieeeele, wieeeeele lat ;)
Witam witam ^.^
Hehe, przyznam, że trochę się uśmiałam czytając tę notkę. :) I tak masz dobrego i wytrwałego faceta, mój zapewne zaczekałby na jakiejś ławeczce przed sklepem. A zakupów zazdroszczę, mam nadzieję, że kiedyś i mi będzie dane zrobić osobiście zakupy w tym sklepie. :)
Życzę Ci tego z całego serca! :)