Pożegnaliśmy się już z latem, ale nie znaczy to, że nie mogę sobie miło powspominać. Zwłaszcza, że na mojej półce w łazience stoi co najmniej kilka kosmetyków, które bardzo intensywnie przypominają mi o minionych ciepłych miesiącach. Dobrze rozumiecie, czas na ostatnią część mojej aktualnej pielęgnacji.

Na początek o balsamowaniu i tego typu przyjemnościach, czyli moi niekwestionowani ulubieńcy. Tak, te wakacje stanowczo należały do Dove. Używałam w zasadzie dwóch rodzajów produktów. Po pierwsze Dove Summer Glow Deep Care Complex, balsam do ciała z samoopalaczem. Uwielbiałam go w starej odsłonie, uwielbiam także teraz. Największą jego zaletą jest brak obaw o powstanie brzydkich plam na ciele. Ma też całkiem fajną konsystencję – jest dosyć gęsta, ale wbrew temu dobrze się rozsmarowuje i szybko wchłania. Opala delikatnie, nienachalnie i (co najważniejsze) na brązowo. Niektórych może drażnić obecność mieniących drobinek, ale są dostępne także wersje balsamu bez nich.
Jednak moim niekwestionowanym hitem lata są suche olejki Dove Purely Pampering. Olejek nie jest tak do końca oleisty, bo jest dużo gęstszy. Dzięki temu jednak nie rozlewa się i po prostu łatwiej się go używa. Wersja z masłem shea i wanilią ma małe drobinki i cudownie rozświetla skórę, przy okazji podkreślając opaleniznę, natomiast pistacja i magnolia jest świetny zamiast balsamu, bo wchłania się w ekspresowym tempie. Są cudne i wspaniałe!

W kwestii umilaczy prysznica także postawiłam na Dove. Tak już mam, że jak już zacznę czegoś używać, to nie potrafię się od tego odczepić… Taa. Żeli pod prysznic zapewne nie muszę nikomu przedstawiać, bo używam ich namiętnie od długiego czasu. Mają idealną konsystencję, fajne zapachy i przede wszystkim – dobrze myją. Odkryciem tego lata zostały jednak kostki myjące z Dove. Od wielu lat unikałam wszelkiego rodzaju mydeł do mycia, bo miałam przykre doświadczenia związane z przesuszaniem skóry i po prostu nieprzyjemnym kontaktem… O dziwo, okazało się, że tak wcale być nie musi. Kostki myjące z Dove pachną tak samo ładnie jak ich żele, nie przesuszają i gładką suną po ciele. Nic więcej mi nie potrzeba.
Na koniec słów kilka o wszelkiego rodzaju dezodorantach i antyperspirantach. Tutaj w zależności od humoru korzystałam z dezodorantów w sprayu od Dove lub Rexony, albo kulki lub sztyftu. Ze wszystkich jestem bardzo zadowolona i z czystym sumieniem mogę je polecić.

Znacie te produkty? A może macie mi coś do polecenia? :)

4 komentarze

  1. Ja z kolei po raz kolejny kupiłam kulkę pod pachy w rossmanie z Synergena. Taką z różową nakrętką. Przepięknie pachnie kwiatową nutą, nie uczula, a zapach też utrzymuję się długo. Dodatkowo nie płacę za nią więcej jak 5 zł także kolejny plus :)

  2. Wdowa Po Stalinie

    uwielbiam antyperspiranty Rexony, nic u mnie się lepiej nie sprawdza ;)

  3. Antyperspiranty Rexona są moimi ulubionymi choć czasami zdradzam je z produktami Nivea. A z kosmetyków Dove używam jedynie mydełek, inne produkty jakoś nie przypadły mi do gustu.