Jeżeli kiedykolwiek się odchudzałyście, to zapewne wiecie, jak trudno jest zorganizować kuchnię w rodzinie. Ja mam często problem z naszą dwójką, a co dopiero mają powiedzieć dziewczyny, które mają dziecko. Wolę o tym nawet nie myśleć. Pewnie wiecie, jak to jest – gotujemy dla siebie wyliczone porcje dietetycznego, chudego i czasami średnio apetycznego jedzenia, a potem stoimy kolejne kilka godzin przy garach gotując dla męża. Bo on przecież nie zje naszego chudego, gotowanego kurczaka ;) Na szczęście na ratunek przyszedł mi serwis pyszne.pl, który oferuje dostawę dań z wielu (naprawdę wielu!) restauracji. Serwis trzykrotnie wypróbował mój szanowny małżonek, dzięki czemu ja mogłam odpocząć od gotowania mu, a on poczuł się jak prawdziwa blogerka ;) Także teraz oddaję mu głos.

Pyszne pyszne ;)

Serwis jest ok, udało mi się dosyć sprawnie znaleźć to, czego szukałem. Fajnie, że jest już trochę opinii, którymi mogłem się sugerować, wybierając restaurację. Strona niestety nie jest responsywna, nie istnieje też wersja mobilna (to taki zboczenie zawodowe P. – Tosia). Można jednak pobrać aplikację na iOSa i Androida, ale o tym informację znalazłem dopiero w mailu potwierdzającym zamówienie.


Na pierwszy ogień – sushi
W przypadku restauracji, w której zamówiłem pierwszy raz – Sushi One – przydałoby się więcej zdjęć potraw i dokładniejszy opisów dostępnych zestawów. Np. „Zestaw Roku” nie ma dokładnie opisane z czego będą komponowały się Hosomaki i Uramaki. Koniec końców ważne, że były z łososiem :)
Proces zamówienia jest dosyć przyjemny i prosty. Po dokonaniu zamówienia i opłaceniu pojawia się ekran z loaderem i komunikatem, że system oczekuje na potwierdzenie czasu dostawy przez restaurację. W moim przypadku było to 59 min. Biorąc pod uwagę, że restauracja została otwarta 10 min wcześniej, jest to dosyć długi czas oczekiwania, choć może dzięki temu sushi było świeżo robione. Ostatecznie dotarło po 39 min :)

Sushi

Wizualnie jedzeniu nie mogę nic zarzucić, bo wygląda bardzo apetycznie. To, co miało być zimne – było zimne, a to, co miało być ciepłe – było ciepłe. Wszystko było też ogólnie smaczne. Nic nie mogę zarzucić opalanemu nigiri z łososiem – nie rozpadały się, ale ryż był odrobinę rozgotowany. Hosomaki były zdecydowanie za bardzo zbite, potrzeba było dużo sosu sojowego, aby przeszły mi przez gardło. Zdecydowanie najgorsza część zestawu. Uramaki były bardzo przyjemne w odbiorze, mimo iż skomponowane z tego samego ryżu, co pozostałe. Natomiast tradycyjne nigiri z łososiem było bardzo delikatne, poza ryżem super, ale ustępuje wersji opalanej. Osobiście wolę na słodko.

Całościowo – smacznie, ale niekoniecznie tanio (ale to oczywiście już kwestia wyboru menu i restauracji, w której zamawiamy jedzenie – Tosia). Zestaw za 43 zł jest trochę przeceniony, natomiast dwa opalane nigiri za 14 zł to stanowczo za drogo, jak na produkt, który otrzymujemy.

Dla odmiany coś indyjskiego

Drugi posiłek zamówiłem z „Restauracji Indyjskiej Injachi” na Widok 19 w Warszawie. Pierwotny czas oczekiwania na zamówienie był fatalany. Restauracja potwierdziła 1.5h czasu oczekiwania! Nie powinni konfigurować u siebie w profilu czasu dostawy (cyt.) „jak najszybciej”. Injachi #youredoingitwrong. Na szczęście jedzenie dojechało do mnie szybciej, bo już po ok. 45 min.

Indyjskie

Zamówiłem Chicken Tikka Masala jako danie główne oraz Paneer Pakora jako przystawkę i wypełniacz. Jedzenie dotarło ciepłe i miało bardzo aromatyczny zapach. Zaskoczyło mnie negatywnie to, że nie otrzymałem jednorazowych sztućców. W zestawie znalazły się ponadto: ryż oraz dwa sosy: słodko-kwaśno-cierpki i ostro-kwaśny. Ryż był ok – sypki i nierozgotowany.

Chicken Tikka Masala był przyjemnie ostry, ale jakoś mało kurczaka w tym daniu z kurczaka. Mogło by być więcej mięsa. Ser Paneer Pakora – panierka smakuje jakby była zrobiona kilka dni temu –

staro. Całość ma mało wyraźny smak, ale nie mam porównania, bo jadłem to pierwszy raz :) Jedzenia było dużo i było syte. Po zjedzeniu sera i połowy porcji konieczna dłuższa przerwa – nie do zjedzenia na raz. Ogólnie smacznie, zwłaszcza danie główne przypadło mi do gustu.

Na koniec trochę włoskiego

Zamówienie z „Pizzerii La Torre Ursynów”. Czas oczekiwania był OK – deklarowane 45 minut zostało dotrzymane. Dostawca był nawet chwilę wcześniej. Zamówiłem pizzę Pepperoni z dodatkowym sosem czosnkowym oraz dwie różne Quasedille: mexico oraz kurczak z ananasem. Całość przyjechała gorąca (naprawdę gorąca!), co jest ogromnym plusem.

Włoskie też dobre

Obie quasedille były bardzo smaczne i napakowane dodatkami. Meksykańska była wystarczająco ostra dzięki papryczkom, ta z kurczakiem łagodna, ale absolutnie nie mdła. Niestety trochę za mało się zgryzły z serem, przez co nie trzymały się kupy i nieco rozpadały w rękach. Pizza miała dużo dobrej jakości dodatków, ale ciasto było za grube, typowo sieciówkowe. Na plus ładna prezentacja, ale i tak quesadille były smaczniejsze. Podsumowując, pizza jak pizza – podobną robią wszędzie. Polecam za to quasedille.

Trzeba dodać, że spośród trzech lokali, które testowałem dla Pyszne.pl, tylko ten zażyczył sobie dopłaty za dostawę – w wysokości 3,99zł. Za to jedynie tym jedzeniem najadły się na full dwie osoby – nie do osiągnięcia w przypadku podobnie wychodzącego kosztowo sushi czy jedzenia indyjskiego.

Warto czy nie? 

Portal jest intuicyjny i łatwy w obsłudze. Mimo drobnych niedoróbek, o których wcześniej pisałem – warto z niego skorzystać. Dla stałych klientów istnieją programy lojalnościowe – pieczątki, których uzbieranie daje zniżkę na zamówienia oraz punkty lojalnościowe, za które można dostać zniżki w innych branżach – answear.com, gram.pl i inne.
P. poszalał z recenzją, ale przynajmniej jest kompletna ;) Coś czuję, że teraz częściej będzie chciał coś zamówić. Nie ukrywam, że mam nadzieję, że tak właśnie będzie, bo miło jest nie musieć gotować dwóch obiadów. Ja ze swojej strony bardzo dziękuję portalowi pyszne.pl za miłą współpracę :)

4 komentarze