Moje planowanie dnia, tygodnia czy miesiąca zawsze wiązało się z ogromną liczbą wypisanych punktów, które nie zawsze udało się wypełnić. Wszystkie niezrealizowane zadania skrzętnie przepisywałam na kolejny dzień, co – nie ukrywam – na dłuższą metę było dosyć frustrujące. Nie brałam pod uwagę tego, że kilkunastu (a czasem nawet więcej) zadań po prostu fizycznie nie da się zrealizować w trakcie 24 godzin. Na szczęście olśniło mnie!
Teraz podczas wieczornego planowania kolejnego dnia, czyli wypisania na czystą kartkę wszystkich możliwych zadań, które przychodzą mi do głowy, od razu wstępnie zastanawiam się nad ich priorytetem. Dzięki temu o poranku podczas wypełniania mojego plannera (który możecie pobrać za darmo!) jestem w stanie określić zadania, które są po prostu najważniejsze. Przyznam, że uświadomiłam sobie potrzebę takiego działania dzięki temu, że zastanowiłam się na zawartością mojego słoika. Wam też to polecam!
Tylko co jest najważniejsze?
Na początku bardzo trudno było mi wyróżnić te najważniejsze zadania. Nie wiedziałam jak kwalifikować poszczególne zadania na moich listach. Dopiero z czasem doszłam do tego, że najważniejszymi sprawami są te, które są po prostu najważniejsze dla mnie! Nie dla mojego pracodawcy, koleżanki czy czasami nawet męża. To ja muszę czuć, że przede wszystkich chcę to zrobić. Tak, słowo „chcieć” jest tu kluczowe. Najważniejsze jest jednak to, że aby dowiedzieć się, co chce się robić, trzeba wyznaczyć sobie cele, które chce się osiągnąć. Wtedy te drobne podpunkty na listach są tylko krokami do ich osiągnięcia.
Co dalej?
Kiedy już zrozumiałam, które zadania są dla mnie najważniejsze, moje życie stało się prostsze. Na moich listach rzeczy do zrobienia zapanował większy porządek. Nie znaczy to jednak, że nie mam zadań, które średnio mi się podobają. Co to, to nie. Ale te najmniej przyjemne, a jednocześnie (zwykle) najtrudniejsze robię po prostu na samym początku. Dlaczego?
- po ich zrobieniu od razu odczuwam wielką ulgę – po co się męczyć?
- czuję, że najgorsze mam już za sobą – teraz będzie tylko lepiej
- jestem z siebie dumna – bo przecież dałam radę!
- nie obawiam się, że wypadnie mi coś nieoczekiwanego i nie zdążę się z tym uporać
- mogę się zabrać za najprzyjemniejsze rzeczy!
Naprawdę warto spróbować! Co o tym myślicie?
3 komentarze
Ja mam taką naturę, ze długo odkładałam te ciężkie zadania najdalej jak się da. Jednak z czasem doszłam do tego, że przecież nie jestem ich w stanie zupełnie wyeliminować i teraz staram się załatwiać je od razu, nie zawsze mi wychodzi, ale jakaś zmiana jest;)
a to ja robię na odwrót i zazwyczaj zaczynam od drobnych i łatwych rzeczy. dzięki temu nie męczę się już na samym początku, idzie szybko i jeszcze dodaje mi to pozytywnego kopa, że mogę odhaczyć kilka spraw. jak zaczynam od najważniejszego często nawet tego nie kończę, o całej reszcie nie wspominając ;)
Ano widzisz :D i to jest niesamowite, że każdemu pomagają inne metody :)