Jeżeli czytałaś mój poniedziałkowy post o liście rzeczy do zrobienia przed śmiercią, wiesz że jednym z najważniejszych elementów mojego życia są podróże. Nie zawsze jednak tak było.
Jak to się zaczęło?
Przez wiele lat moje podróże ograniczały się do wakacyjnych wyjazdów w Polsce. Na obóz, gdzie więcej się imprezowało niż zwiedzało, z rodzicami w góry – tego niestety nie byłam w stanie wystarczająco docenić będąc dzieckiem. Później, kiedy zaczęliśmy z P. pracować i zaczęliśmy myśleć o wspólnych wakacjach, nasze finanse niestety nie do końca pozwalały nam na długie wypady w egzotyczne miejsca (nie ukrywam – nadal tak jest…). Nie mieliśmy też na nie pomysłu.
Dopiero po kilku latach i urlopach spędzonych w Polsce, kiedy zauważyliśmy, że uwielbiamy poznawać nowe miejsca, próbować nowych potraw i najzwyczajniej w świecie chłonąć klimat różnych miejsc, dopiero wtedy zrozumieliśmy, że podróżowanie to coś, co daje nam ogromne szczęście i poczucie spełnienia. Zrozumieliśmy, że to jest właśnie to, na co chcielibyśmy wydawać pieniądze i (co najważniejsze!), że nie będziemy tego żałować.
Nasze plany
Na początku całkiem spontanicznie postanowiliśmy polecieć na tydzień do Egiptu. I powiem Ci szczerze, że to była najlepsza decyzja w naszym życiu. Nawet sobie nie wyobrażasz jak wiele marzeń można zrealizować w trakcie jednego wyjazdu! Pierwszy raz leciałam samolotem, pływałam w ciepłym morzu z ogromnym żółwiem morskim obok, jechałam na wielbłądzie, czytałam hieroglify i wiele wiele innych. O wszystkich możesz przeczytać w poście o moim najlepszym wakacyjnym wspomnieniu.
Wtedy zrobiliśmy sobie shortlistę europejskich miast, które po prostu MUSIMY zobaczyć. Zaczęło się od czeskiej Pragi, którą pokochaliśmy całym sercem i na pewno do niej wrócimy (czytaj więcej: Praga 2014). Potem był Paryż i Londyn, a ostatnio Amsterdam (o których dopiero Wam opowiem). Kilka dni spędzonych w każdym z tych miejsc sprawiły, że wiele rzeczy zrozumiałam, dowiedziałam się dużo o sobie. Przed nami jest jeszcze Rzym, Madryt i Lizbona. A to na razie początek, bo – jak mówią – apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Co dalej? Planujemy w niedalekiej przyszłości dłuższą podróż po USA. Marzy nam się wyprawa życia – kamper i całe Stany przejechane ze wschodu na zachód (lub odwrotnie). Myślimy też bardzo poważnie o Tajlandii (w końcu bardzo chciałabym się przejechać na słoniu!). A w sferze moich marzeń jest jeszcze Kolej Transsyberyjska, Japonia i Indie. Tak, stanowczo ciągnie mnie na Wschód.
Po co to wszystko?
Polecę teraz frazesem – życie jest zbyt ulotne i zmienne, żeby cokolwiek brać za pewnik. Nie można zakładać, że kiedyś w jakiejś odległej przyszłości coś zrobimy. Bo niestety ta przyszłość może nie nastąpić. Nie trzeba też rzucać swojego obecnego życia i poświęcać się w 100 proc. podróżowaniu. Można, ale nie trzeba. Z podróżowania można bardzo dużo „wyciągnąć” nawet robiąc to od czasu do czasu.
Doszłam do najważniejszego. Nie mamy na razie dzieci, nie planujemy ich w najbliższej przyszłości. Dlatego możemy przynajmniej próbować realizować nasze marzenia. My po prostu nie chcemy kiedyś żałować, że czegoś nie zrobiliśmy. Jaką mam dla Ciebie radę? Podróżuj, zdobywaj wspomnienia i ciesz się życiem!
„Wolę umrzeć z milionem wspomnień niż z milionem dolarów na koncie!”
Czytaj także:
Comments are closed.