Kończę pracę. Zamykam ten rozdział dnia. Wracam do domu. Już w samochodzie myślę, jakie zadania jeszcze na mnie czekają. Po drodzę jadę po zakupy. W dwóch sklepach, bo oczywiście w Biedronce zabrakło suszonych pomidorów… No nic. Jadę do Auchan. Tam czeka mnie kilka kilometrów slalomu między półkami. W końcu wracam do domu. Szczęśliwa, że w końcu mogę pomiziać koty. Niestety wiem, że muszę jeszcze dzisiaj zrobić pranie, ugotować obiad, przygotować się na wieczorne przyjście znajomych, a do tego (co najważniejsze) muszę wysłać klientowi prezentację, która wymaga ostatnich szlifów. Co zrobić? Jak żyć? Pewnie znacie to z autopsji, prawda?

Czy panika to dobre rozwiązanie?

Jeszcze do niedawna zaczynałam w takich sytuacjach lekko panikować i zwykle w ogromnym chaosie próbowałam ze wszystkim się wyrobić. Odkąd jednak postanowiłam sprawić, że moje życie będzie uporządkowane i mniej chaotyczne zrozumiałam, że nie tędy droga.
Obecnie w takich sytuacjach stosuję metodę kategoryzowania zadań. Bo przecież nie każde z nich jest tak samo ważne. Zwykle zaczynam od najtrudniejszego zadania, które mam przed sobą. Niestety ta metoda nie zawsze się sprawdza. Są sytuacje, kiedy te mniejsze zadania siedzące w tyle głowy skutecznie uniemożliwiają mi skupienie się na tym głównym. W tym konkretnym przypadku wiem na przykład, że wszystko jest ważne, ale to prezentacja jest sprawą gardłową. Jednak to nie od niej zaczynam. Najpierw biorę się za drobnicę – zaczynam ogarniać obiad (zwykle gotuję potrawy, których przygotowanie nie zajmuje więcej niż godzinę), a w momencie, kiedy czekam na przykład aż coś się poddusi, ugotuję, wstawiam pranie. Dzięki temu mogę w jednym czasie wykonać dwie czynności. Zwykle do tego w uszach mam słuchawki i „czytam” audiobooka (polecam takie rozwiązanie!). To moja główna zasada – przy zadaniach nie wymagających skupienia wykonuj ich kilka na raz. Przecież dzięki temu oszczędzamy mnóstwo czasu!
Za prezentację biorę się jak tylko skończę poprzednie czynności. Dlaczego? Bo wiem, że ona wymaga naprawdę skupienia i nie mogę się od niej oderwać aż do skończenia. Przy tego typu zadaniach stosuję technikę pomodoro, czyli ustawiam sobie minutnik na 25 min i w ciągu tych 25 min pracuję na prawdę na najwyższych obrotach. Jeżeli wpadam na jakiś genialny pomysł, albo przypominam sobie o czymś naprawdę ważnym do zrobienia – zapisuję to na liście rzeczy do zrobienia i sprawdzam to zakończeniu pracy. Po 25 min pracy przychodzi 5 min na odpoczynek. Czyli czas, kiedy mogę wstać, rozprostować się, oczyścić umysł, zrobić herbatę. Potem wracam do pracy na kolejne 25 min. Żeby potwierdzić skuteczność tej metody, powiem Wam, że to dzięki niej udało mi się napisać magisterkę. Wiele krótkich bloków pracy odczuwa się zupełnie inaczej niż jeden duży. Po zakończeniu pracy nad prezentacją, tuż przed przyjściem znajomych mogę na spokojnie ogarnąć mieszkanie, naszykować kilka przekąsek i doprowadzić siebie do porządku.

Dwa w jednym

Podsumowując – stosuję dwie ważne zasady. Przy zadaniach małych, niewymagających skupienia pozwalam sobie na multitasking. Robię wtedy kilka czynności na raz, ale tylko wtedy, kiedy wiem, że żadne z zadań na tym nie ucierpi. Po drugie, kiedy mam ważne zadanie, które chcę jak najszybciej mieć za sobą i chcę, żeby było wykonane w 100 proc. dobrze, wtedy skupiam się tylko na nim. Przed jego wykonaniem odhaczam drobnicę, żeby mnie nic nie rozpraszało i zwykle dzięki pomodoro bardzo szybko mam je z głowy.
Czytaj także:
Jakie są Wasze metody na nawał obowiązków? Przyznam, że często sama jednak się gubię. Zastanawiam się, co Wy w takiej sytuacji robicie?

Comments are closed.