Wracałam z pracy ok. 14:30 i doszłam do wniosku, że to dobra wymówka do pójścia do kina. Sprawdziłam repertuar i okazało się, że jedyne, co grają to Tarzan. Musicie wiedzieć, że nigdy nie byłam jego wielką fanką. Jakoś nie do końca mogłam się wkręcić w ten dżunglowy świat. No i poszłam. Taka zielona, kompletnie niezaznajomiona z historią chłopca z dżungli. Pełna nadziei na zrozumienie jego życia i dzieciństwa. Nie doczekałam się.

Tarzan – ale o co chodzi?

Śmiem podejrzewać, że niestety ckliwa historia małego chłopca mogłaby nie przyjąć się w świecie hoollywoodzkich pościgów i wybuchów. Widownia jest chyba raczej spragniona epickich walk. No i niestety Tarzan jest właśnie dla nich stworzony. Główny bohater wygląda dobrze, są mięśnie, długie włosy i siła na miarę Marvela, ale na moje nieszczęście brakuje tego czegoś. Nie jest on takim herosem, jakiego bym oczekiwała po Władcy Małp. Nie ma w nim tej dzikości, a jest raczej smutek. Może to specjalny zabieg, ale po prostu mi tu nie pasuje.

Mijają lata, od kiedy Tarzan (Skarsgård), opuścił afrykańską dżunglę na rzecz cywilizowanego życia w Londynie. Jako John Clayton III, Lord Greystoke decyduje się wrócić do Konga, gdzie ma pełnić funkcję emisariusza rządu z misją handlową. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że jest pionkiem w śmiertelnie niebezpiecznej grze targanego wolą zemsty, chciwego kapitana Leona Roma z Belgii (Waltz). Okazuje się, że osoby stojące za zabójczym spiskiem nie mają pojęcia, co rozpęta się za ich sprawą.

Filmweb

Trochę historii

Film opowiada historię Tarzana już po tym jak został uczłowieczony. Ma żonę, wspaniały dom i wiedzie szczęśliwe (no, może nie do końca) życie w Londynie. Nie będę się zagłębiała w szczegóły fabuły, bo nie chcę psuć Wam ewentualnego seansu, ale musicie wiedzieć, że pojawia się okazja do wyprawy do Afryki. A Tarzan kompletnie nie ma na to ochoty. Po tylu latach spędzonych w dżungli, gdzie ma przyjaciół, tak po prostu nie chce tam wracać. Z jakiegoś kompletnie irracjonalnego powodu.

Jak się jednak domyślacie, do Afryki pojechał. Wraz ze swoją ukochaną Jane i czarnoskórym lekarzem (którego gra wspaniały Samuel L. Jackson). Nie zmienia to jednak faktu, że postać lekarza jest wciśnięta jakby na siłę. Tylko po to, żeby urozmaicić widzowi seans. Dobre wrażenie robi też znany m.in.  z Bękartów Wojny Christopher Waltz, który gra tutaj (standardowo) sadystyczny czarny charakter. Ale się sprawdza i to jest najważniejsze.

Gdyby nie główny bohater, to ta wesoła kompania byłaby naprawdę ciekawa. Jedyne, co mnie strasznie kuło w oczy to fakt, że Tarzan i Jane są lekko opętani na punkcie seksu. W zasadzie większość ich wspólnych scen obraca się właśnie wokół alkowy. Jak nie łóżko, to okrzyki godowe. To kolejna rzecz, która mi tu kompletnie nie leżała.

Wybuchy, pościgi

Czytałam opinie, że bardzo rzucają się w oczy słabe efekty specjalne. Moim zdanie nie jest aż tak źle. Widać, że to wszystko nie dzieje się naprawdę, ale jednak nie ma tragedii. Sceny walk są naprawdę przygotowane z epickim rozmachem, a ta kulminacyjna z bawołami (chyba) biegnącymi przez portowe miasteczko naprawdę robi wrażenie.

Na koniec dodam jeszcze, że niestety fabuła kompletnie mnie nie porwała. Miałam momenty, w których zamykały mi się oczy. Dodatkowo siedziała przede mną parka. Na początku wydawali się całkiem zaangażowani w film. Ale tak mniej więcej za połową mężczyzna zaczął przysypiać. Aż klepał się po twarzy, żeby się obudzić…

Oglądaliście? A może wybieracie się do kina? Jestem strasznie ciekawa Waszych opinii o Tarzanie.

Comments are closed.