Brud, smród, krew i przede wszystkim bardzo wysoka umieralność – to obraz medycyny wcale nie ze średniowiecza. Gdybyśmy urodzili się dosłownie 100-150 lat temu najprawdopodobniej nie przeżylibyśmy wizyty w szpitalu. I nie mówię tu nawet o poważnych operacjach, zagrożeni byli wszyscy. Taki obraz historii chirurgii przedstawia Lindsey Fitzharris w książce „Rzeźnicy i lekarze”.
Wiele lat temu odkryłam niesamowite książki Jurgena Thorwalda opowiadające naprawdę makabryczną historię chirurgii. Pamiętam, że czytałam te opowieści i wprost nie mogłam się od nich oderwać. Z jakiegoś powodu opisy krwawych przypadków sprawiały, że po prostu musiałam czytać dalej. Nigdy nie twierdziłam przecież, że jestem normalna… Nie trudno więc zgadnąć, jak zareagowałam na świeżynkę od wydawnictwa Znak, czyli książkę „Rzeźnicy i lekarze”. Z ogromnym uśmiechem powiedziałam: muszę to przeczytać!
„Rzeźnicy i lekarze”
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Ta książka to fascynująca opowieść popularnonaukowa i jednocześnie opowieść o pionierze antyseptyki. Joseph Lister, bo o nim mowa, sprawił, że szpitale z miejsc, w których śmierć była na porządku dziennym, stały się ratunkiem dla chorych. Bez niego zapewne jeszcze przez wiele lat śmiertelność osiągałaby ogromne rozmiary. Jednak, jak to zwykle bywa z pionierami, Lister był wyśmiewany i nie traktowany poważnie. Ba! Chwilami traktowano go wręcz jak wyrzutka, który głosi herezje.
Historia Listera jest oczywiście wątkiem przewodnim książki, jednak między poszczególnymi etapami jego pracy, pojawia się wiele opisów z życia szpitalnego. Opisanych jest wiele przerażających wręcz przypadków medycznych, a z każdą przeczytaną stroną wzbierała we mnie ulga i radość z tego, że urodziłam się te kilkadziesiąt lat później.
Dzięki temu, że książka ma jednego głównego bohatera, czyta się ją jak powieść fabularną. Nie jest to przykład typowej pozycji popularnonaukowej naszpikowanej suchymi faktami i milionem dat. Co to, to nie. Dodatkowym atutem jest też językowa przystępność. Nie trzeba być specjalistą, żeby zrozumieć o czym pisze autorka. To jest coś, czego zawsze się obawiam, kiedy sięgam po fachową literaturę. Tu bariera wejścia jest naprawdę niewielka, wręcz znikoma.
Dla kogo?
Ja w książkę dosłownie wsiąkłam. Czytało się ją świetnie i myślę, że spodoba się każdemu, kogo interesuje chociaż w minimalnym stopniu historia medycyny. Niestety, nie jest to pozycja dla osób o słabych nerwach, bo niektóre opisy są bardzo dosadne i mogą przyprawić o mdłości. Niemniej warto się z tą historią zapoznać, żeby uświadomić sobie, w jak dobrych czasach żyjemy. To pomaga wyzwolić w sobie wdzięczność.
Jestem bardzo ciekawa, czy lubicie takie książki! Jak się czujecie w tak makabrycznych klimatach, które są jeszcze bardziej przerażające ze względu na to, że opowiadają prawdziwą historię?
Comments are closed.