­­­­­Jak już zapewne doskonale wiecie, mieszkają ze mną i moim mężem dwa kocury. Nie będę pisać, że „mamy” dwa koty, bo często mam wrażenie, że to raczej one są naszymi właścicielami. Kociarze, pewnie rozumiecie o czym mówię. Mam też kolejnego świra. Wolę kupować rzeczy dla kotów niż dla siebie. Ba! Wiecie, jakie zakupy lubię robić najbardziej? Spożywcze. Tak. Spacer po supermarkecie po kilku godzinach pracy jest najprzyjemniejszą formą odpoczynku. Ale odbiegam od tematu.

Zabawki dla kotów

Sierściuchy chciałam mieć w domu od zawsze. Kiedy byłam mała, mieszkał ze mną żółw, a później mieliśmy łącznie cztery króliki (oczywiście nie wszystkie w jednym czasie). Do psa nie ciągnęło mnie nigdy, ale mój tata był wielkim fanem rybek. Dlatego też kot był kiepskim pomysłem.

Zobacz moje inne wpisy o kotach.

Kiedy wyprowadziłam się z rodzinnego domu, zaczęliśmy z P. wynajmować mieszkanie i wiedziałam, że dopóki nie znajdziemy naszego własnego gniazdka, nie uda mi się spełnić marzenia o mruczku. Powoli też pracowałam nad P. Bo wiecie, on kiedyś tak średnio przepadał za kotami. Bo przecież brudzą i śmierdzą. No nie i już. He he. Potem był ślub, własne mieszkanie i moje maślane oczy. No po prostu musiał się złamać.

Zabawki dla kotów

Wybór padł na błękitnego Brytyjczyka, czyli najmiększego kota świata! Wpadł jak śliwka w kompot. Zakochał się w nim bez pamięci. O mnie już nawet nie wspominam. Spooky jest jednak oczywiście charakterny i niezbyt często sam wchodzi z nami w interakcję. A że nas często nie ma w domu przez kilka-kilkanaście godzin dziennie, pomyślałam, że to dobry moment, żeby przekonać P. do drugiego mruczusia. Akurat w tym czasie dowiedziałam się o kotkach do oddania i wiecie – tak jakoś wyszło, że w naszym domu pojawił się Creepy, czyli taki mix dachowca i Brytyjczyka.

Wtedy też zaczęła się cała zabawa. Koty się w zasadzie od razu ze sobą dogadały. I miały zajęcie na całe dnie (no i noce oczywiście…). Ja jednak zawsze chcę im pomóc w tym, żeby nie nudziły się zbyt długo i co i rusz kupuję im jakieś nowe urozmaicacze życia.

W tym momencie przechodzę do głównej treści tego wpisu, czyli tego, co moje koty tak naprawdę lubią. Bo niestety nie wszystkie bajeranckie zabawki do nich przemawiają.

Zabawki dla kotów

Zabawki dla kotów

Zabawki dla kotów – co się nie sprawdza?

Kompletnie nie czują leżanek i łóżeczek. Wszystko, co miałoby im służyć za posłanie jest „be”. Popatrzą, powąchają i pójdą obrażone na łóżko (nasze, żeby nie było wątpliwości). Nie lubią także (ku mojej rozpaczy) wszystkiego co świeci i brzęczy. Uciekają w popłochu aż miło popatrzeć ;) Jeżeli chodzi natomiast o różnego rodzaju duperelstwa, które są przyczepione do patyka, to niestety budzą zainteresowanie dosłownie przez pięć minut później odchodzą w kocie zapomnienie.

Zabawki dla kotów

Zabawki dla kotów

Zabawki dla kotów – co w takim razie wybrać?

U nas sprawdza się przede wszystkim szeleszczący tunel, który wyjmuję na tydzień-dwa, a później chowam na taki okres czasu, żeby kocurom się nie znudził. To jest naprawdę najlepsza dla nich zabawka. Mogą w nim biegać, ganiać się i chować przed naszym wzrokiem (nie wiedzą, że schowaną mają na przykład samą głowę…). A do tego wszystkiego szeleści. Czego chcieć więcej. Ja swój kupowałam w sklepie Nasze Zoo. Oczywiście nie tylko to się sprawdza.

Nasze puszki lubią od czasu do czasu pooglądać telewizję. Zwłaszcza programy, w których lata na ekranie wiele małych elementów. Na szczęście seanse nie trwają długo, bo w polu widzenia może pojawić się… piłeczka! Tak wszystkie kulki, piłki i inne okrągłe elementy (ale nie mogą świecić i wydawać dziwnych odgłosów!) są zawsze na propsie.

Zabawki dla kotów

Nie mogę też zapomnieć o tym, że moje koty są typowymi mózgowcami i bardzo cieszą się ze wszystkich intelektualnych zabaw. Jakich? Na przykład plastikowy tunel z kulką w środku (widać go na zdjęciach). Mogą sobie przepychać prze tunele. Myślę jeszcze nad jakimś bardziej zaawansowanym tunelem, zobaczymy co z tego wyjdzie.

Zamiast łóżeczek najlepiej zaopatrzyć się w kartonowe pudełko, które wyglądem może przypominać domek, a w środku ma tekturowy drapak. Widać go na niektórych zdjęciach i sprawdza się genialnie. Jako domek i schronienie przede wszystkim. Dla tych, którym się nie chce wydawać pieniędzy – wystarczy pudełko (dowolne).

Jestem ciekawa czy macie koty? A może jakieś inne zwierzaki? Czym najbardziej lubią się bawić?

1 Comment

  1. Buba Bajdocja

    Mam kota na punkcie kotów. Zwłaszcza własnych, a mam dwa. Dwie spokrewnione kocice rasy europejskiej (czytaj: dachowce): 10-letnia i 5-letnia.
    Obydwie najbardziej uwielbiają pudełka! Poza tym mają różne preferencje:
    młodsza – kuleczki-pomponiki, które aportuje lub wpycha pod łózko, tunel z dziurami, do którego się chowa i plastikowy tunel z kulką do popychania,
    starsza – zabawki wiszące na patyku, który „obsługuje” człowiek.
    Mamy dwa drapaki-wieże, każdy z legowiskiem na górze – obie kotki lubią na nich spać (na legowisku lub na którymś „piętrze”, raczej nie drapią (ale wcześniejszy podobny drapak drapały z wielkim upodobaniem). Poza tym zrobiłyśmy im z córką (własnoręcznie) drapak-koło z kartonowych pasków (pokazałam na swoim blogu Bajdocja, ale disqus nie lubi moich linków, więc nie linkuję). Starsza zaanektowała ten drapak dla siebie, drapie, śpi, uwielbia.
    O kotach mogłabym bez końca, ale tym razem tu postawię kropkę. ;-)