Przyznam się Wam szczerze, że opis z tylnej okładki nie zachęca do przeczytania książki. Albo może inaczej – nie zachęcił mnie – osoby, która na co dzień w ogóle nie czyta obyczajówek. W zasadzie nie czyta niczego nieociekającego akcją. Tę pozycję zdecydowałam się jednak przeczytać na próbę. Chciałam sprawdzić, czy jest dla mnie jeszcze jakaś nadzieja, czy wyjdę ze swojej strefy komfortu. Jak zdecydowałam, tak zrobiłam. I tym sposobem zaczęłam czytać książkę Doroty Kassjanowicz – „Stany małżeńskie i pośrednie”.

Stany małżeńskie i pośrednie

Stany małżeńskie i pośrednie

Ta powieść jest jak dobra przyjaciółka – rozumie, pociesza, dodaje otuchy.

Weronika po urodzeniu synów nie ma już dawnego ciała, za to stała się wcieleniem wielofunkcyjności. W ferworze codziennych obowiązków i wobec wiecznej nieobecności męża w domu już zapomniała, że jest kobietą. Przyjaciółki Weroniki również nie mają łatwo. Dla Agaty, nauczycielki matematyki, praca w szkole jest zdecydowanie poniżej ambicji. Chciałaby coś w swoim życiu zmienić, ale zawsze kończy się tylko na chęciach… Jowita na co dzień jest stylistką-wizażystka, lecz tak naprawdę marzy o wystawach swoich grafik w galeriach całego świata. Ale najbardziej o poprawieniu relacji z nastoletnią, zbuntowaną córką. Na szczęście może liczyć na zakochanego w niej Szweda, Erlinga. Jeżeli tylko uda mu się wreszcie wrócić z obserwacji żubrów w Białowieży… Izka, wiolonczelistka, gra w orkiestrze w filharmonii, natomiast na jej nerwach gra – oczywiście pragnąca wyłącznie jej dobra – matka, która czeka na zięcia. Ale nie tak łatwo go znaleźć, gdy ciągle dopada cię synestezja, więc widzisz słowa i ludzi w różnych kolorach.

Czy ktoś zrozumie i wreszcie pokocha niecodzienną przypadłość Izki? Czy pozornie monotonne życie czterech przyjaciółek nagle zmieni się w komedię romantyczną? Jej scenariusz nie ominie nikogo: rozwódek, singielek, kochanek, nadopiekuńczych matek dorosłych córek ani samotnych mam nastolatek. Nadchodzi czas wielkiej zmiany. Tylko kto się na nią odważy?

Po problemach poszło gładko

Nie ukrywam – pierwsze około 20 stron było dla mnie trudne. Nie potrafiłam wczuć się w klimat książki, brakowało mi wybuchów, pościgów, morderstw, zagadek. No, słowem – brakowało mi wszystkiego, co lubię w książkach. Czytałam o jakieś kobiecie, jej życiu. I myślałam: w sumie, co mnie to obchodzi? No i tak wlokły mi się te pierwsze rozdziały niemiłosiernie. Ale obiecałam sobie, że się przemogę i skończę. I teraz bardzo się cieszę, że jestem aż tak zawzięta. Bo okazało się, że książka jest naprawdę GE-NIAL-NA! I pamiętajcie – mówi to osoba, która obyczajówki omija szerokim łukiem. Niech do Was przemówi fakt, że był moment, w którym zryczałam się niemiłosiernie, a „ostatnie” 300 stron wciągnęłam za jednym zamachem.

Nie ma sensu, żebym opisywała w tym miejscu fabułę książki. Świetnie streszcza ją opis z okładki (tak, dokładnie ten, który mnie zniechęcał). Ale okazuje się, że powieść kryje w sobie wiele naprawdę ważnych momentów, a do tego sprawia, że mimo tego, że żoną jestem już od pięciu lat, partnerką od niemal 13 i przez cały ten czas czułam i czuję się kochana, doceniana, po prostu szczęśliwa, to jednak nawet we mnie książka „Stany małżeńskie i pośrednie” wzbudziły pewien niepokój i przyczyniły się do odbycia długiej rozmowy. Tak, na bieżąco dyskutowałam z mężem o poczynaniach Weroniki, głównej bohaterki. Także P. (mimo że książki nie czytał) zna fabułę doskonale.

Stany małżeńskie i pośrednie

Przełomowe momenty

Chciałabym jednak pokazać Wam kilka fragmentów, które doskonale oddają klimat książki i pokazują, dlaczego naprawdę warto ją przeczytać. To miejsca, w których zatrzymałam się na dłuższą chwilę, żeby pomyśleć i docenić to, co mam.

– No przecież wiesz, że cię kocham.

Kiedy to mówił, zastanawiałaś się, o czym to jest. O stanie Twojej wiedzy? O stanie niewiedzy? O wzbudzaniu poczucia winy, że nie dostrzegasz oczywistego, bo skoro on z tobą jest, to przecież musi cię kochać, z niekochaną by się nie zmuszał. Raczej. A może to jest o oczekiwaniu wybaczenia wszystkiego w imię „że cię kocham (przecież)”? O czym to, kurde, jest? Bo raczej nie o miłości.

Czy Wy też czasem mówicie to zdanie? Bo mnie się zdarza. A w zasadzie zdarzało. Bo odkąd przeczytałam powyższy fragment, zrozumiałam, co ono może oznaczać. Wiecie, jak to jest, kiedy mówicie drugiej osoby coś podszyte małą igiełką? Tak to właśnie niestety brzmi.

Niespodziewanie dla samej siebie, może w odruchu samoobrony, pomyślała, że Konstanty przypomina ziemniaka, który marzy o tym, żeby zostać belgijską frytką z majonezem.

Ten fragment natomiast sprawił, że wybuchłam śmiechem. Nie wiem jak Wy, ale dla mnie skojarzenie jest oczywiste ;)

Trochę boli, trochę bawi

Przebrana za szczęśliwą. Tak, tego ci było trzeba.

To stwierdzenie zabolało. Tak do cna. My tak często się przebieramy. Za często.

– Zmieniłaś się, dziewczyno. I dobrze wiesz, o czym mówię, prawda? Ale to nic, wciąż jesteś tam. Pamiętaj o tym. Nie zapominaj.

Ale w książce nie brakuje też nadziei, na lepsze. Bo z tego fragmentu wynika samo dobro. I nadzieja właśnie.

– Werona, dla dzieci to wy powinniście być cudowną, silną, kochającą się rodziną. To jest dla dzieci. Wszystko inne jest przeciw dzieciom.

A ten fragment podsumowuje całą książkę. Ale nie tylko. Ono moim zdaniem podsumowuje każdą rodzinę. To jest motto, które każda z nas powinna sobie wyryć głęboko w serduchu i jak najczęściej je sobie przypominać.

Mam ogromną nadzieję, że moje słowa przekonają Was do tej książki. Naprawdę mam taką nadzieję. Bo to niezwykle ciepła, rodzinna, przejmująca powieść, którą nawet ja po pierwszych problemach połknęłam za jednym zamachem. Do tego sprawia, że zastanawiacie się nad własną rodziną i własnym związkiem. Jest też nadzieja, że pomoże kobietom, które tej pomocy potrzebują.

[buybox-widget category=”book” ean=”9788380322653″]

2 komentarze

  1. pojawi sie może sierpien do plannera? :)